poniedziałek, 23 maja 2016

Na miesiąc przed powrotem

Minęły już dwa miesiące, odkąd tu przyjechałam. Przede mną jeszcze czerwiec. Dni mijają podobnie - budzę się w promieniach słońca (jest przed 9 rano, a stopni 18C), przygotowuję się do zaliczeń, bo jestem w trakcie "sesji". Czekam na telefon od wykładowcy w sprawie dzisiejszych zajęć, daremnie. Wyjdę więc do miasta, skoczę do znajomych zrobić pranie, do Billi na zakupy spożywcze, bezskutecznie spróbuję połączyć się z Internetem z zamiarem napisania postu na bloga, zabukowania kolejnych biletów na pociąg czy chociażby sprawdzenia poczty. Ruszam więc do knajpy z Wi-Fi (knajpy nie są tu zbyt klimatyczne, ale już się do tego przyzwyczaiłam).W przerwie przekąszę lubianą przeze mnie bułgarską banicę - placek przekładany serem lub szpinakiem i zapiję ajranem (podobno tureckim, ale niektórzy mówią, że bułgarskim) - słonym jogurtem z wodą. Wieczorkiem pobiegam albo pogram w kosza, jak się uda, to porozmawiam na Skype.

Z ostatnich podróży:
- w zeszły weekend poznałam piękne miejsca: jaskinia Dewetaszka i wodospad Kruszuna (post za chwilę);
- w sobotę planujemy pojechać do miejscowości nadmorskiej Siniemoriec (niedaleko granicy z Turcją). Po co? Dowiecie się na blogu ;) ;
- za 8 dni ruszam za to do zachodniej Bułgarii: Sofia, Riłski Monastyr i jeszcze bardziej górzyste tereny, czyli.. Musała!;
- jak co roku, 5 czerwca, w niemal samym centrum Bułgarii, odbędzie się znany Festiwal Róż (róża - znak rozpoznawczy Bułgarii); i tak miło byłoby wpaść... :)

Mam nadzieję, że nic nie pokrzyżuje mi planów.

PS. Pojawiły się karaluchy. Widziałam jednego u znajomych, biegał sobie maleńki po świeżutkich ręcznikach w szafie. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz